Wszystko budzi się do życia, jaszczurki wychodzą na kamienie, by ogrzewać się w blasku słońca, ptaki odbywają poranne rozmówki, a w jaskini nade mną słyszę, jak moja przyjaciółka pisze na starej maszynie do pisania nowy poemat. W oddali widzę, jak ktoś robi swój poranny trening jogi, a na wielkim kamieniu obok mojego szałasu medytuje grupka trzech osób. Po chwili dochodzi do mnie zapach ogniska, które ktoś rozpalił, by zaparzyć poranną kawę, a rozpoczynająca grę na gitarze dziewczyna z długimi dredami przypomina mi, że po raz kolejny opuszczam raj. Spakowałem plecak i poszedłem ostatni raz na plażę, by nagi wskoczyć w zburzone fale oceanu. Gdy wyszedłem, pożegnałem przyjaciół i ruszyłem dalej.
Niejednokrotnie znajdowałem się w miejscach piękniejszych niż najgłębsze sny. Nad wodospadami o krystalicznie czystej wodzie z tropikalnymi ptakami śpiewającymi w tle, w klasztorach o intensywnej energii duchowo-medytacyjnej, wioskach hipisowskich, pełnych miłości i pozytywnej wibracji, w wysokich górach z najlepszymi nauczycielami jogi i w lasach, w odosobnieniu. W każdym z tych miejsc pojawiała się ta sama myśl – czy nie zostać tu na zawsze?
Bo czy nie każdy z Nas pragnie znaleźć miejsce, w którym mógłby być w końcu całkowicie wolny i szczęśliwy? W którym zaznałby tak bardzo upragnionego spokoju. Czy nie trzymamy czasem gdzieś głęboko zakopanego w serduchu marzenia o idealnym domu?
Jeśli tak jest i pragniemy wolności całą Naszą duszą, to pierwszym krokiem ku tej drodze będzie odkopanie tego marzenie z głębin serca. Najważniejszy jest jednak drugi etap, a jest nim uświadomienie Sobie, że to właśnie ten sen o idealnym miejscu jest największą przeszkodą w jego znalezieniu. Czekanie na lepszy “dom” i szukanie miejsca idealnego spowoduje, że umrzesz niezaspokojony i nieszczęśliwy.
Mieszkałem przez pół roku w jaskinio-szałasie na pewnej wyspie. Porankami medytowałem na skarpie, w ciagu dnia nagi pływałem w ocenie, a w nocy tańczyłem wokół ognia z przyjaciółmi zajadając świeże warzywa i owoce. I choć czas przestał tam istnieć, a słońce nigdy nie przestawało świecić, to gdy przyjechała w odwiedziny moja znajoma, to miejsce, które dla mnie było rajem, dla niej okazało się koszmarem.
Każde środowisko ma swój potencjał i cień. Nie istnieje miejsce, które zadowoli każdego. Nie istnieje nawet takie, które w pełni zaspokoiłoby Nasze własne potrzeby. Dziesięć lat temu byliśmy przecież zupełnie inni niż teraz – inaczej wyglądaliśmy, czuliśmy się i mieliśmy zupełnie inne potrzeby, niż teraz. Ta zmiana następuje znacznie szybciej, niż jesteśmy w stanie to zauważyć, czasami trwa tylko jeden dzień. Budzimy się rano i stwierdzamy, że chcemy czegoś innego, innej partnerki, miejsca, samochodu, pracy, hobby…
Gdy przyjechałem na wyspę, wiedziałem, co jest teraz dla mnie najważniejsze. Chciałem być wolny od czasu, cywilizacji i internetu. Pragnąłem wzmocnić kondycję i odżywiać się samymi warzywami i owocami. Mieć ludzi, z którymi mogę medytować i uprawiać jogę oraz chciałem wrócić do kontaktu z naturą. Jednak jadąc tam znałem już cienie tego miejsca. Oddalone o osiem kilometrów sklepy, komary wieczorami, a w dzień muchy, pokusy związane z ogólnie dostępnym kanabis, brak prądu i bieżącej wody, momentami silne wichury oraz ryzyko związane z nieproszonym towarzystwem (kilka lat wcześniej, w tym miejscu ukrywała się rosyjska mafia).
Gdy przyjechała tam Kobieta z miasta i zyskała wolność, którą oferuje to miejsce, nie wiedziała, co z nią zrobić. Przez dużą cześć życia jej działania były warunkowane pracą, innymi ludźmi, czy pragnieniem bycia lepszym, a teraz nie musiała nic. Była zmuszona stawić czoła sobie samej i stać się zupełnie niezależna. Oddalone miasto powodowało, że nie potrafiła przekształcić tego wysiłku w przygodę, a brak internetu powodował, że nie wiedziała co zrobić z taką dużą ilością wolnego czasu. Latające muchy, mycie i załatwianie się w zimnym oceanie oraz silny wiatr rozwalający co jakiś czas jej namiot nie czyniły jej pobytu łatwiejszym. Potrzeby, które w sobie nosiła, na ten moment życia były zupełnie inne, niż oferowało to miejsce, w którym się znalazła. W domu też nie była szczęśliwa, bo tam znowu nie miała wystarczająco dużo czasu na Swoje pragnienia, a praca, choć dawała jej poczucie samorealizacji, to powodowała stres i zmęczenie. Ucieczka na “rajską” wyspę okazała się cudownym lekarstwem, które po powrocie pozwoliło jej docenić warunki i miejsce w jakim żyje, z jego cieniami i możliwościami.
Wiedząc, że miejsca idealne nie istnieją oraz mając świadomość, że My sami cały czas się zmieniamy możemy zacząć inaczej patrzeć na to gdzie jesteśmy teraz. Każde środowisko oferuje nam energię, której potrzebujemy, aby dojrzeć, oraz stawia przed Nami wyzwania, którym musimy sprostać. Jeśli nie potrafimy docenić tego, gdzie jesteśmy teraz, ucieczka spowoduje tylko większe cierpienie. Jednak przychodzi też etap, w którym wszystko, co dane miejsce miało Nam do zaoferowania, już otrzymaliśmy. Wtedy aby rosnąć, musimy iść dalej.
Czym jest więc Dom? Dom to nie budynek, czy idealne otoczenie. Z budynku po czasie odpada tynk, a piękny krajobraz lasu zostaje wycięty na rzecz autostrady. Dom to ludzie, których kochamy i których pragniemy zobaczyć, by doświadczyć jeszcze raz ich obecności. Odpuśćmy więc marzenie o perfekcyjnym miejscu i rajskiej wyspie. Zacznijmy żyć, podróżować i rosnąć. Doceńmy to gdzie jesteśmy teraz i odkryjmy lekcję, jaką ma nam do przekazania dane środowisko. A gdy poczujemy, że stoimy w miejscu a rutyna zawita w każdy obszar naszego życia, to sygnał, aby ruszyć dalej.
Dziękuje za Przyjaciół, którzy są jak Dom, do którego chce się wracać.
Dziękuje za Marzenia, które są jak Kochanka, do której chce się uciekać. Mojo