Już pierwszego dnia, gdy wyszedłem na ulicę, poczułem się przytłoczony i oderwany od emocji, jak znieczulona, ociężała maszyna. Zajęło mi trochę czasu zanim się przebudziłem z tego dziwnego snu i zaobserwowałem co się dzieje.
Pierwszym winowajcą był klakson. Człowiek jest uwarunkowany jak zwierzę, a w Europie gdy ktoś na Ciebie trąbi, to wierz, że dzieje się coś złego. Z automatu ciało się spina, stajesz się czujniejszy i często zestresowany. Wyobraź sobie teraz, że wychodzisz na ulicę i dosłownie bez przerwy ktoś trąbi, z tyłu, obok ciebie, przed tobą, wszędzie i przez cały czas. Pamiętam, jak spokojnie szedłem wąskim zatłoczonym chodnikiem, gdy nagle kierowca motoru zaczął na mnie notorycznie trąbić abym zrobił mu przejazd – co było w tym momencie niemożliwe. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz zobaczyłem w sobie agresję, ale w tym przypadku poczułem jak krew wpływa do mięśni, a jedyne pojawiające się pragnienie to odwrócić się i dać kierowcy w „mordę”. Na szczęście zrozumienie było szybsze niż reakcja. To moje uwarunkowanie było winne mojemu nieszczęściu. Dla hindusów klakson jest tak samo oczywisty, jak pedał gazu. Trąbią, gdy dojeżdżają do skrzyżowania (aby ostrzec innych), trąbią gdy wyprzedzają, gdy chcą przejechać przez zatłoczone chodniki, by zwrócić uwagę turysty lub odstraszyć stojące krowy na ulicy, itp. – ogólnie cieżko powiedzieć, kiedy nie używają klaksonu. Gdy wypożyczyłem motocykl i sam zacząłem poznawać „kulturę” jazdy, zrozumiałem, że to wszystko co wydawało mi się złe i niedorzeczne, jest w pełni uzasadnione, nawet jazda pod prąd.
Uważność na swoje reakcje i zrozumienie “dlaczego” pozwoliło mi po pewnym czasie zmienić stresujące uwarunkowanie i zaznać wewnętrznego spokoju, a trąbienie stało się neutralną częścią krajobrazu.
Kolejnym winowajcą trudnych początków był bród i zanieczyszczenie powietrza. Jadąc pociągiem zainteresował mnie 45 letni irlandzki hipis, wspominający „stare” Indie i buntowniczo mówiący o zagubieniu „mojego pokolenia”. Mówił na przykład o walczeniu z korporacjami, o przeżyciach z klasztoru i o globalnym ociepleniu. Jednak nagle gdy skończył ryż z warzywami, który zajadał podczas swoich dziwnych wywodów, wziął do ręki plastikowy talerzyk i wyrzucił go przez okno jadącego pociągu. To był ten moment kiedy, zrozumiałem – dość. Przerwałem staruszkowi i powiedziałem, że mam dosyć jego paplaniny, gdyż jego podchmielony stan oraz działania takie, jak wyrzucanie plastiku przez okno, zaprzeczają wszystkiemu o czym mówi. Zmiana nie przyjdzie przez jego buntownicze okrzyki lecz przez bycie cichą inspiracją. Hipis pogrążył się tylko bardziej gdy zaczął tłumaczyć się, iż zachowuje się tak samo jak inni ludzie w Indiach. Dodając po chwili, że w swoim kraju w życiu by tego nie zrobił. Uśmiechnąłem się z politowaniem i skończyłem rozmowę z tym Panem.
Kiedyś w Indiach nie było plastiku, lecz ludzie jako talerzy używali dużych liści, które oczywiście potem były wyrzucane na ziemię. Niestety wraz z „rozwojem cywilizacji” zaczęto stosować wszędzie plastik, a nawyki się nie zmieniły. Można zobaczyć śmieci wszędzie, od plastikowych butelek po buty i opony. Jest to najbardziej zaśmiecony kraj na świcie. Gdyby tego było mało, służby porządkowe codziennie zamiatają wszystkie śmieci z ulicy i chodnika (inaczej nie dało by się przejechać) na duże stosy, a następnie, aby się ich pozbyć, podpalają je. Smród z unoszącego się plastiku miesza się z pięknymi kadzidłami, duszącymi spalinami i zapachem ulicznej kuchni. Mój węch przestał na kilka dni istnieć, a panika z wdychania tego wszystkiego przeistoczyła się w ślepą wiarę, że będzie dobrze. Po czasie znajdowałem zrozumienie dla takiego postępowania oraz sposoby na „przeżycie” – ucieczki do lasu czy maseczki na twarz, które są coraz częściej stosowane przez hindusów i które można kupić nawet w Decathlonie.
Poczucie stabilność po szoku śmieciowym odzyskałem, dzięki robieniu rzeczy po swojemu jak np. Zbieranie za kimś rzuconej na ziemie butelki i wyrzuceniu na jego oczach do kosza – mina Hindusa bezcenna. Bardzo powoli problem środowiskowy w Indiach jest rozwiązywany. W kilku stanach podczas mojego pobytu byłem świadkiem, jak ze wszystkich stoisk i sklepów znikają plastikowe reklamówki na rzecz papierowych toreb. Najśmieszniejsze jest to, że turyści zaczęli się oburzać, gdyż papier niewygodnie się nosi (nie ma rączek do noszenia i łatwiej się przerywa). Poza takimi działaniami można zauważyć coraz większe akcje ekologiczne wzmacniające świadomość hindusów o problemie. Miałem na przykład okazje uczestniczyć podczas pobytu w New Delhi w maratonie rowerowym organizowanym przez WWF (World Wide Fund for Nature). Akcja miała na celu zachęcić ludzi do większego kontaktu z naturą i wzmocnić troskę o matkę Ziemię. Wszystko zmierza w dobrą stronę…, a czas pokaże czy drugi najbardziej zaludniony kraj na świecie poradził Sobie z tym niebagatelnym problemem.
Pierwsze dni były ciężkie, hałas, smród, brud, tłok, ubóstwo… Jednak tak samo szybko jak odczułem niedoskonałości tego kraju tak ukazała mi się magia, której nie doświadczyłem nigdzie indziej na świecie. Magia, która powoduje, że wady przestają istnieć i jak zahipnotyzowany, zakochałem się w Indiach. O niezwykłej naturze tego kraju i jego mieszkańcach, możesz przeczytać już wkrótce w kolejnym wpisie z serii “Historie z Indii”
Zostaw proszę Like/Komentarz, to dla mnie bardzo ważne, bym wiedział, że chcesz czytać dalej. ‘